Bałem się Tokio wykrzyknik, bo skojarzyłem je sobie z Caraxem, którego Holy Motors doprowadzało mnie do szału. Ale na szczęście miałem okazję się zdziwić, bo ten jego segment nie był nawet za bardzo przeintelektualizowany - a właściwie to mi się podobał.
Pierwszy segment był trochę zabawny i (okropne słowo) delikatnie surrealistyczny, a ostatni infantylny, ale całkiem uroczy.
Ogólnie, jako całość dobrze się oglądało, gdybym miał polecać, to bym polecał.