Spodziewałam się czegoś przerażającego, a tu proszę... Tak naprawdę tylko scena na początku filmu (twarz dziewczyny) przyprawiła mnie o szybsze bicie serca, ale to raczej efekt zaskoczenia.
Ogólnie film dobry z tego powodu, że ma klimat. Ponadto historia jest ciekawa. Każdy - nawet najdrobniejszy szczegół - ma znaczenie (i oczywiście symbolikę, co jest kolejnym plusem). Wszystko układa się w logiczną całość, a kiedy przeciągamy się i chcemy wyłączyć odtwarzacz, okazuje się, że to jeszcze nie koniec!
Jeśli ktoś ma ochotę na litry krwi i zawały serca co kilka sekund, srogo się zawiedzie. Ale jeżeli ktoś pragnie obejrzeć wciągający i trzymający w napięciu film, "The Ring" mogę mu spokojnie polecić. Zastanawiam się tylko, czy nie obejrzeć wersji japońskiej.
A tak w ogóle, to szkoda tej Samary.
Mamy tu do czynienia z otyle specyficzną sytuacją, że jest to jedna z dwóch sytuacji w której amerykanie dali sobie radę z azjatyckim horrorem.
Wersja Japońska w dużym stopniu ucierpiała przez minimalny budżet, a i historia jest podana w nieco trudniejszej formie.
A co do tego "szkoda Samary" jest to o tyle śmieszne stwierdzenie (nie w złośliwej formie), że jest to jeden z pierwszych filmów w Japońskim horrorze, w którym widz ma się utożsamiać i współczuć głównej bohaterce, a nie złemu duchowi ^^