Wyśmienity film o egzystencji samotnego człowieka. Istny majstersztyk przekazania życia w Tokio.
Łapanie każdej chwili, i docenianie życia takim jakim jest. Bez bogactwa, bez pomocy innych, patrzących z pogardą. Miej wyj... A będzie ci dane. Amen.
Ja miewam łzy w oczach, gdy się wzruszę oglądając albo słuchając czegoś, co mnie chwyta za serce. Uważam, że piękno również potrafi wywołać taką reakcję, tak że ostatnią scenę wolę interpretować sobie bardziej w tym kierunku.
Kurcze może tak. Przyznaję, że mi się bardzo nie podobał. Straszliwe orientalistyczny, podniecający się czymś, co jest w istocie smutne - zgadzam się z recenzją Miłosza Stelmacha. Dla mnie ta ostatnia scena to taka gorycz.
Film mi się podobał, ale też odniosłem takie wrażenie. Generalnie serię idealnych dni i porządek psuje wizyta siostrzenicy, która uciekła z domu. Po niej dowiadujemy się, że relacje rodzinne nie były mocną stroną bohatera. Z siostrą kontakt urwany, siostrzenicę ledwo poznał, a umierającego ojca nie widział od dawna. Wydaje mi się, że wydarzyło się coś złego w życiu bohatera, przez co popadł on w pewnego rodzaju ucieczkę i mizantropię okraszoną docenianiem małych rzeczy w życiu. Być może bohater tak bardzo się skupia na małych rzeczach, bo dzięki temu nie myśli o przeszłości.
Mocnym momentem jest scena, jak drze fotografie, które jego zdaniem mu nie wyszły - robi to impulsywnie, jakby ze złością, zostawiając w życiu tylko te "perfect photos" (nigdzie indziej się tak nie zachowuje). Trochę jakby wyparcie, jakby chciał w życiu zostawić tylko dobre rzeczy. Ale tak się nie da - stąd w ostatniej scenie ja widzę na jego twarzy całą paletę emocji - i radość, i wzruszenie, i trochę żal.
Wydaje mi się, że rozmawiając o filmie trochę zapominamy o tych scenach - a to one burzą perfekcyjny porządek w na nowo ułożonym życiu bohatera.
O to to. Rzeczywiście ja chyba jestem bardziej zdziwiona odbiorem filmu jako takiego uroczego. Po czasie nie oceniam go tak zle.
Podczas ostatniej sceny gdzie nasz bohater miał łzy w oczach leciała piosenka Niny Simone, która mówi właśnie o pięknie naszego świata, o małych zachwytach. Ta piosenka cudownie wpisuje się w tą ostatnią scenę i była ona użyta celowo, chyba nie była tłumaczona napisami, a szkoda bo widz który nie zna angielskiego nie zrozumie ostatniej sceny bez słów piosenki, „and i’m feeling good…”
Rozumiem. Ja interpretuje ten płacz jako wzruszenie nad pięknem tego świata i tym że można doświadczać życie i po prostu cieszyć się tym że się żyje.Kiedy na początku filmu poznajemy głównego bohatera, może się wydawać, że wiedzie on smutne, samotne i nieekscytujące życie. Ciężko stwierdzić co on czuje i czy brakuje mu kogoś (wydawało mi się że brakuje), a mimo to godzi się na taki los i stara się łapać małe przyjemności i chwile które życie mu daje. Nawet kiedy pada deszcz i wychodzi do pracy, uśmiecha się i wita szumiące drzewa, je śniadanie w ich towarzystwie i cieszy go to. Z jednej strony łapie ulotne chwile i wydaje się być pogodzony ze swoim losem, a z drugiej strony mamy sceny gdzie widać że brakuje mu kontaktu z drugim człowiekiem (siostra) czy kobietami (rozmowa w barze z właścicielką w której jak mi się wydaje on się podkochuje). I chociaż są w tym filmie też gorzkie sceny to pod koniec filmu zderzenie życia głównego bohatera z życiem byłego męża właścicielki knajpki, pokazuje mu że życie piękne bo jest zdrowy, może codziennie stać do pracy, powitać słońce i cieszyć się każdym dniem. Dla mnie zakończenie jest bardzo satysfakcjonujące i może być lekcja dla nas ludzi zachodu goniących za nie wiadomo czym, bo tak naprawdę do szczęścia wystarczy nam zdrowie, odrobina słońca i być może ktoś jeszcze ;) zbyt dużo wymagamy od życia i siebie a nie wiedzieć kiedy nadchodzi jego koniec. Więc zamiast gonić, zatrzymajmy się i doceńmy to co mamy.
Tez rozumiem :P, ale to juz bylo, wielokrotnie i lepiej. Dla mnie to takie zeuropeizowana filozofia zen. Badz tu i teraz, ciesz sie tym, co masz i takie tam. No wiem to :P Widac, ze Niemiec robil. Dla mnie to troche splycanie problemu samotnosci, w tym momencie epidemii samotnosci. Popatrzcie sobie na drzewko i bedzie git. Nie wiem, moze gdyby byl krotszy, to by mnie to tak nie przytloczylo. Wspomiane nizej filmy Koreedy sa milion razy lepsze. Sa problemy, ale tez jest to ukojenie i ciepelko, ale nie jest to tak nachalnie sentymentalne. Dla mnie jest taki wykalkulowany, taki fałszywy film. No, ale to ja tak mam :P
Ja ostatnio zachwycam się takimi perełkami. Wspaniała odskocznia od przegadanych, przebodźcowanych obrazów. ( Podobnie postrzegam "Opadające liście". gdzie przy okazji odkryłam fajny śpiewający fiński duet:) W tym codziennym pędzie coraz mniej czasu człowiek poświęca celebrowaniu prostoty, odnajdywaniu przyjemności z drobnych rzeczy, a także podejścia do pracy ( choćby i czyszczenia toalet :). Swoją drogą to faktycznie, aż chce się jechać do Tokio zwiedzać toalety.;) Byłam też na plus zaskoczona, że współogladający nie wzdychali, nie marudzili i nie wychodzili w trakcie ( bo różnie się zdarza) ale w ciszy poddawali się urokowi tego obrazu. Tak na marginesie piękny jest ten japoński sposób okazywania szacunku drugiemu człowiekowi, to pochylenie głowy...przynajmniej w przypadku starszego pokolenia bo młodsze ( jak "zamulona " ;) dziewczyna w parku) nie czuje takiej potrzeby. Piękny film w swojej prostocie.
Polecam w takim razie więcej japońskiego kina np Kwiat wiśni i czerwona fasola, Nichi nichi kore Konicki (Każdy dzień to dobry dzień) czy Jadłodajnia pod mewa (dostępny za darmo online ale z ang napisami). Filmy w podobnym klimacie :) Spokojne, kontemplacyjne i dające nam wytchnienie i czas na rozmyślanie : za czym gonimy? Zamiast narzekać lepiej skupić się na prostych codziennych chwilach i przyjemnościach, nawet jeśli jest to śniadanie w towarzystwie drzew. Bierzmy życie takim jakiejś bo jak mówiła jedna z moich ulubionych bohaterek: kiedy padasz deszcz nasłuchujmy kropel, gdy pada śnieg, obserwujmy Płatków, pory roku są jak nasze życie, nawet kiedy jest źle to prędzej czy później przychodzi wiosna i wychodzi słońce :)
Dzięki za inspirację :) Do tej pory nie byłam wielbicielką "skośnego kina" ;) może dlatego że kojarzyło mi się poza nielicznymi wyjątkami z samurajami, seppuku i krzykliwym stylem mówienia. Ale takie kino jak Perfect day kupiło mnie całą....a na marginesie czyje słowa przytaczasz?
Tak, to słowa z filmu „ Każdy dzień to dobry dzień”. Azjatyckie a zwłaszcza japońskie kino jest bardzo specyficzne, Japończycy mają poczucie humoru które przez nas Europejczyków może być brane za dość ekscentryczne haha i ono w japońskich filmach czesto się przejawia. Polecam też filmy chyba najbardziej znanego współczesnego japońskiego reżysera Hirokazu Koreedy, przepiękne kino. Dodatkowo anime Miyazakiego :) jako dorosła prawie 40 letnia kobieta odkryłam takie perełki i oglądam je razem z synkiem, ale jego anime są bardzo uniwersalne i często skierowane i zrozumiałe wręcz do osób dorosłych :)
przeczytałam pod "Każdy dzień..." Twoją wypowiedź, rozumiem teraz, że to są słowa bohaterki filmu...:)