A ja lubię japońskie produkcje. Fakt, jedne są lepsze inne gorsze, ale wspólny im jest pewien eteryczny klimat. Zdarzyło mi się nawet oglądać pewien dramat w wersji oryginalnej, bo jakoś zabrakło napisów. I nie był to problem, bo w pewien sposób, filmy te są klarowne, jak mówi mój chłopak "sterylne" :).
Nie zawiodłam się i tym razem.
[SPOILER]
Również mam słabość do, nie tylko japońskiego, ale ogółem - azjatyckiego kina. "Księżniczka Yuki" jest filmem przeciętnym w mojej opini, chociaż wcale niezłym! Po części naiwną bajką, walka na miecze, nawet z nadludzkimi zdolnościami daleko odbiega od realiów ;b
Przyczepić się można również do kwestii medycznych, czy jakby to tam nazwać ;b W lesie b. dobrze widać jak rywalka Yuki wbija miecz (katanę?) głęboko, dosadnie w sam środek dłoni - po czym pewnego dnia bohaterka zdejmuje opatrunki bez uszczerbku na zdrowiu i łapie za broń ;b A ścięgna, kości? ;b Nastawił, zszył? XD I bez babrania XD Sam mam rozcięty kciuk (do samiutkiego ścięgna ;b), więc wiem jako tako jaki to problem ;b
W pewnych momentach zwraca uwagę muzyka - wypada pozytywnie w moim odczuciu.
Miejscami film zalatuje straszną tanioszką - pociągi przyszłości, "stara kopalnia"...
Dramat... owszem film jest okraszony pewną dozą smutku i goryczy, szczególnie na końcówce. Stopniowe, "stopniowe" :> zadomowianie się Yuki u gospodarza, wspólna praca... kocham takie wątki ;b
Ogólnie, film lekki, na nudne wieczory polecam, szczególnie pasjonatom. 6/10
Nie oglądałem niestety zbyt uważnie, ale też właśnie podobał mi się ten motyw stopniowego, powolnego zbliżania się bohaterów. Sceny walki są niezłe, ale nie wybiły się dla mnie ponad tamten wątek. Zresztą przy tym niezbyt uważnym oglądaniu nie zrozumiałem do końca podłoża tego konfliktu.
Ocenię jak obejrzę jeszcze raz, ale nie jest to w sumie nic szczególnego. Coś z zakresu 5-8/10 jak dla mnie.